Tęsknimy za Teneryfą…. Móc pobiegać boso po plaży w środku zimy – bezcenne. Oprócz mnóstwa cudnych wspomnień, ten wyjazd uświadomił nam jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. Utwierdził nas w przekonaniu, że zdecydowanie jesteśmy zwolennikami lokalnych mieszkań, a nie hotelowych pokoi.
Dlaczego więc zazwyczaj nie nocujemy w hotelach??
My w ogóle nie przepadamy za, tzw “molochami” – olbrzymimi hotelami z olbrzymimi basenami i usługą “all inclusive”. Jeśli już decydujemy się na hotele to są to raczej małe rodzinne hoteliki lub pensjonaty. Tam czujemy się lepiej, bardziej komfortowo i nie chodzi tu o to, że nie lubimy ludzi :). Nie lubimy po prostu tłumów turystów i anonimowości.
Najczęściej, gdy jest taka możliwość ( bo nie wszędzie jest) wynajmujemy pokoje bądź mieszkanka od “lokalsów”. Zazwyczaj są one w pełni wyposażone, mają wszystko czego potrzebujemy by normalnie funkcjonować. Czasami są bardziej, a czasami mniej komfortowe. Mają jednak jedną wyjątkową zaletę, dzięki nim poznajemy ludzi i prawdziwe miejsca, w których żyją. Możemy wtedy choć na chwilkę wtopić się w ich społeczność, pożyć wśród nich. Czasem trudno było nam się porozumieć z gospodarzami, nie wszyscy mówili po angielsku, ale to tak naprawdę nie miało większego znaczenia. Nigdy się na nich nie zawiedliśmy, bo wielokrotnie mogliśmy liczyć na ich pomoc i życzliwość.
I oto kilka takich przykładów:
Szwajcaria – Kacper dostał od właścicieli samochodzik i cały wór zabawek, mieliśmy swoje podwórko, tarasik i grilla.
Lizbona – nocujemy w samym centrum Starego Miasta, w portugalskiej kamienicy z cudownym klimatem.
Andaluzja – spędziliśmy cudowne chwile w małym rodzinnym hostelu, popijając najlepsze mohito na świecie.
Budapeszt– nocujemy w rewelacyjnym mieszkaniu z olbrzymim akwarium i rybkami, w pięknej kamienicy. Gospodarze o 24.00 w nocy pomagają nam wnosić nasze ciężkie bagaże na 4 piętro 🙂
Sardynia – kiedy Marcin poważnie rozciął sobie czoło gospodyni załatwiła mu bezpłatną wizytę u znajomej lekarki, a potem zawiozła do najbliższej apteki. Gdy odjeżdżaliśmy dostaliśmy wielką pakę owoców i słodyczy.
Gruzja – o tu było kilka zachwytów.
Po pierwsze świetne mieszkanko w samym centrum Tbilisi i przemili gospodarze, którzy przyjechali po nas na lotnisko.
Po drugie wspaniały rodzinny pensjonacik w Achalciche z pysznym, domowym jedzeniem, wspaniałą obsługą.
I perełka na koniec – pokój w Mestii, z takimi widokami, których nie znajdziecie przy żadnym hotelu.
Dania – jak to w Skandynawii – kluczyk znajdziecie w schowku….a potem tam go zostawcie :). Wprawdzie nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu z właścicielką ale domek był cudny, z piętrowym łóżkiem dla dzieci, z całą furą zabawek, z ogromnym tarasem, grillem i takimi widokami…..
No i Teneryfa…do własnej dyspozycji mieliśmy w sumie 3 piętra: 2 sypialnie, salonik, kuchnię i dwa tarasy, w tym jeden na dachu. Na dzieci czekała skrzynia zabawek, hulajnogi, deski do surfowania ( Jose chyba nie bardzo się orientował, że mało, który dzieciak z Polski umie surfować 🙂 ), akcesoria do piachu, karty, gry planszowe, piłki, dla Oliwki wózek-spacerówka, a dla nas winko w lodówce. Coś pięknego!
Oczywiście wszyscy gospodarze deklarowali pomoc .. dzwońcie jeśli będziecie czegoś potrzebować, jeśli będziecie mieli jakieś pytania lub wątpliwości.
Obawiam się, że ciężko byłoby to wszystko dostać nawet w najlepszym i najdroższym hotelu. Może luksus byłby większy, ale wspomnień na pewno byłoby mniej. A one przecież są najważniejsze, bo zostają w nas na całe życie!
Jedna odpowiedź do “Dlaczego zazwyczaj nie nocujemy w hotelach?”