AKTUALNOŚCI, PODRÓŻE- w składzie 2+2, SARDYNIA 2015, WŁOCHY

Sardynia z dziećmi – okupiony krwią trekking na Cala Goloritze

Cala Goloritze to niewielka plaża w zatoce Orosei.

Bardzo dziwne, ale przewodniki dostępne w Polsce tylko o niej wspominają. Szkoda! My dowiedzieliśmy się o tym miejscu od innych podróżujących na Sardynię.

Na plażę można dostać się tylko pieszo przez góry, nie cumują także przy niej łodzie. Planując wyprawę mieliśmy na nią wielką ochotę. Wszędzie pisano, że dojście jest męczące i zajmuje około 2-2.5 godz. Ze względu na dzieci temat postanowiliśmy odpuścić.

Będąc jednak na miejscu, obsługa na kempingu Su Porteddu i pani w informacji turystycznej przekonywali nas, że nawet z dziećmi spokojnie na Cala Goloritze dotrzemy w godzinkę do półtorej. Skusiliśmy się.

Wędrówkę rozpoczęliśmy na płaskowyżu Golgo, przy kempingu Su Porteddu.

Oj, było bardzo ciężko. Na początku lekkie podejście, a potem bardzo strome zejście, po sunących kamieniach, z Oliwią na plecach, ciężkim plecakiem i asekurując Kacpra lekko przerosło nasze możliwości. Kilkakrotnie chcieliśmy zawracać, ale powtarzaliśmy sobie…”dojdźmy jeszcze do następnego zakrętu, pewnie później będzie lżej”. Nie było 🙂

Trasa w dół zajęła nam prawie 3 godziny. Wymęczeni dotarliśmy na miejsce.

Ludzie patrzyli na nas z lekkim niedowierzaniem, chyba rzadko widywane jest tutaj 11 miesięczne dziecko. Nie wiem co sobie myśleli, są dwie opcje: “wow” lub “idioci”. Obie równie prawdopodobne 🙂Plaża jest piękna, turkusowa, przejrzysta woda i fale uderzające o skały robią niesamowite wrażenie.

Niestety cały urok tego miejsca znika przez tłumy turystów.

My jakoś nie potrafiliśmy się tam zrelaksować. I druga sprawa,w głowie kłębiły się myśli…”teraz trzeba jakoś wrócić”. Nie zagościliśmy tu długo. Po krótkim odpoczynku, morskiej kąpieli i kilku fotkach ruszamy w górę.

No i nie obyło się bez przygód. Marcin i Oliwia zahaczyli o kolczastą gałąź.

O ile u Oliwii skończyło się na niewielkim draśnięciu, u Marcina rana na czole okazała się poważniejsza. Udało nam się ją jakoś zaopatrzyć  i zatamować krwawienie, ale rozcięcie było dość głębokie. Zdenerwowani na maksa, ostatkiem sił, po 2.5 godziny udaje się nam dotrzeć do samochodu.

Z całej tej wyprawy najbardziej zadowolony wrócił Kacper, zachwycony ilością skał i kamieni, które musiał pokonać. A tak a proppos jestem z niego bardzo dumna, chłopak naprawdę dał radę. O Cala Goloritze będziemy jednak pamiętać do końca życia, blizna zawsze będzie nam o niej przypominać.

Po powrocie do Santa Maria stwierdzamy, że ta rana nie wygląda za dobrze i trzeba chyba założyć szwy.

Dzwonimy, więc do ubezpieczyciela, pani zbiera od nas informacje i obiecuje oddzwonić. W międzyczasie idziemy podpytać właścicieli, gdzie tutaj najbliżej znajdziemy lekarską pomoc. Dodam, że jest niedzielne popołudnie. Anna stwierdza, że w szpitalu w Tortolli będziemy bardzo długo czekać, że nie ma sensu tam jechać i wykonuje kilka telefonów. Po kilku minutach oznajmia, że zawiezie Marcina do lekarza do Baunei 🙂

Lekarka porządnie dezynfekuje ranę i stwierdza, że szycie jest zbędne. Proponuje Steri-Stripy, specjalne plastry do zamykania ran. Pani doktor wykonuje jeszcze telefon do kilku aptek i znajduje poszukiwany produkt :). Co ciekawe nie bierze od Marcina ani grosza, miło :)a  Anna zawozi męża do apteki, do sąsiedniej miejscowości. No właśnie to jest to, to jest właśnie wielka zaleta mieszkania u “tubylców”, szczególnie tak serdecznych. W międzyczasie bardzo zaradny okazuje się również nas ubezpieczyciel . Dostajemy telefon, że Marcin jest już umówiony na wizytę w szpitalu w Tortolli na godzinę 18.00. Wow!! Nie spodziewaliśmy się, że tak to sprawnie pójdzie. Za pomoc jednak dziękujemy. Warto jednak wiedzieć, że ubezpieczenie wykupione za wakacje naprawdę “działa”

O Cala Goloritze słyszymy jeszcze po powrocie do Polski. Po 3 tygodniach od przyjazdu okazuje się, że Sardynię nawiedziły mocne ulewy i że zejście na plażę zostało bardzo zniszczone. Mam nadzieję, że to nie nasza wina, bo przeklinaliśmy to miejsce kilka razy 🙁

Powiązane wpisy

  1. Dranka pisze:

    Witaj,
    Jestem od niedawna Twoją czytelniczką, prywatnie maniaczką włoszczyzny (w znaczeniu wszystkiego, co z półwyspu i wysp włoskich pochodzi ?) i mamą 10 miesięcznej Bianki. Z rozrzewnieniem czytam o ważnej wyprawie na Sardynię, spędziliśmy tam z mężem piękne wakacje, jeszcze bez przychówku. Wspomnienia są tak dobre, że obraliśmy ją za cel pierwszego wyjazdu za granicę ze szkrabem, tyle, że raczej samolotem, samochód na tej odległości mnie przeraża. Bardzo mi przykro, że tak fatalnie zapamiętaliscie Cala Goloritze, to jedno z piękniejszych miejsc na wyspie i w mojej głowie siedzi w nieco innym kształcie… Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam,
    Anka

    1. kasiaakk83 pisze:

      Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że
      moje wpisy wzbudzają tyle emocji i przywołują mile wspomnienia☺ to prawda nam Cala Goloritze nieźle dała w kość ale wszyscy są nią zachwyceni łącznie z naszym starszym synem ☺ My też mielibyśmy ochotę tam wrócić, całą Sardynią jesteśmy oczarowani. Dalsze wpisy będą już niebawem.

Leave a Reply