Docieramy do Olbii, po zacumowaniu w porcie, wyjeżdżamy na stały ląd. Czeka nas teraz dwugodzinna podróż do miasteczka Santa Maria Navaresse, położonego na wschodnim wybrzeżu wyspy. Tam właśnie spędzimy pierwszy tydzień. Mimo przestudiowania wielu przewodników, obejrzeniu setki zdjęć i filmów, Sardynia na żywo prezentuje się naprawdę zaskakująco. Ta wyspa jest inna, egzotyczna, o bardzo surowym krajobrazie. I te drogi…górskie i kręte. Wow! O godz 17.00 jesteśmy na miejscu. Wita nas sympatyczna Anna i jej syn Felicio. Dostajemy świetne, przestronne mieszkanie z tarasem, na pięterku. Jest super!
Dzień 1:
plaża Foxi Manna, Santa Maria Navaresse, Arbatax
Pierwszy dzień
Miasteczko jest malutkie ale urocze, kilka uliczek, mały port, śliczna plaża z drobniutkimi kamyczkami, przepyszne lody no i piękne widoki.
Wieczorkiem odwiedzamy jeszcze inne ciekawe portowe miasto: Arbatax i jego największą atrakcję: “Rocce Rosse”, czyli wyrastające z morza, olbrzymie skały z czerwonego porfiru. Wygląda to naprawdę imponująco.
Dzień 2:
płaskowyż Golgo
Dziś w planie płaskowyż Golgo. To świetne miejsce na wycieczkę z dzieciakami. Można tu poczuć prawdziwy smak sardyńskich gór. Stąd rozpoczynają się ścieżki na znane plaże zatoki Orosei: plażę Cala Goloritze i Cala Sisine. Ale na sam płaskowyż również warto się wybrać. My przynajmniej bardzo polecamy to miejsce. Co możemy tu zobaczyć… piękne widoki, ciekawy kościółek, “najgłębszą dziurę” w Europie, naturalne baseny, osiołki i dzikie świnie.
Droga na Golgo rozpoczyna się w Baunei, jest dobrze oznakowana, jak na Włochy oczywiście. Przy wjeździe spotykamy znajomą panią z informacji turystycznej w Santa, która wręcza nam mapę z zaznaczonymi atrakcjami, miło 🙂 Ostrymi serpentynami pniemy się w górę i po ok 9 km jesteśmy na miejscu.
My zatrzymujemy się kolejno przy następujących atrakcjach:
– kościółek San Pietro – to kościół z XVI w, wybudowany w miejscu dawnych, pogańskich obrządków. Jest bardzo często zamknięty, prawdopodobnie wnętrze jego jest mało ciekawe, za to położenie przepiękne.
– Su Sterru – to wielki ponor, wydrążony przez wodę przez miliony lat. Takich miejsc jest wiele, ten uważany jest za najgłębszy w Europie. Ma 270 m głębokości, jest ogrodzony, nie da się go przegapić. W przeszłości zdarzały się tu śmiertelne wypadki, o czym przypomina niewielki krzyż. Niedaleko “dziury” obejrzeć można “naturalne baseny”. Nam bardziej przypominały takie nieduże bagienka 🙂
– kemping Su Porteddu – to jedyny kemping na płaskowyżu. Znajduje się przy nim płatny parking i niewielki barek. Zaliczany jest do tych lepszych, mówią, że warto tu spędzić choćby jedną noc. Przy nim rozpocząć można trekking na śliczną plażę Cala Goloritze.
Na całym płaskowyżu spotykamy różne zwierzątka. Nas “atakowały” dzikie świnki i osiołek. Są troszkę nachalne ale nieszkodliwe. Dzieci za to były zachwycone.
Dzień 3:
droga SS125 i Cala Gonone
Kolejny dzień i kolejne wyzwanie- przejażdżka panoramiczną drogą Baunei-Dorgali SS125 i dalej podróż do Cala Gonone. Trasa liczy ok 50 km, my pokonaliśmy ją w niecałe 2 godzinki. Nie polecamy jej osobom z chorobą lokomocyjną, do tej pory jestem w szoku, że Kacper przetrwał ją beż żadnych rewolucji żołądkowych. Nigdy nie podróżowałam taką trasą, z tak dużą ilością serpentyn na tak dużej odległości. Powiem szczerze, że momentami mieliśmy lekki stresik. Ale widoki – niezapomniane.
W Cala Gonone mieliśmy sporo planów: m.in plaża Cala Fuilii, rejs do groty Blue Marino. Niestety pogoda spłatała nam figla. Rozpętała się niesamowita burza… hm… co tu robić? Przeczekamy. Jedziemy do akwarium, pooglądać morskie żyjątka.
Mija 2 godziny a jak padało, tak pada. No cóż….decydujemy się na powrót. Niestety nie będziemy mieli możliwości już tu wrócić. Wybieramy jednak nieco lżejszą trasę, środkiem wyspy. Nie wyobrażam sobie powrotu SS125 w taką pogodę.
Dzień 4:
Płw Sinis, sardyńskie wioski i osady nuragijskiej cywilizacji
Tym razem docieramy na drugi, zachodni brzeg wyspy, a dokładnie na płw Sinis. To ok 180 km drogi od Santa Maria i 2.5 godziny jazdy samochodem. Pierwszy punkt programu to miejscowość San Giovanni. Po zaparkowaniu samochodu, pakujemy Oliwię do nosidła i kierujemy się w stronę cypelka. Będąc w miasteczku warto zajrzeć do pięknego, średniowiecznego kościółka. Jest to jedna z najstarszych chrześcijańskich świątyń na Sardynii.
Wędrujemy na przylądek św Marka, czyli najdalej wysuniętą część półwyspu. Po drodze mijamy hiszpańską wieżę i ruiny Tharros. To nie lada gratka dla wielbicieli archeologii. Tharros to pozostałości po antycznym, fenickim mieście z VIII w p.n.e. Widoki zachwycają. Co ciekawe, z jednej strony przylądka fale mocno biją o brzeg, z drugiej zaś woda przypomina spokojny akwen.
Kolejny punkt to San Salvatore. To niesamowita wioska, na co dzień niezamieszkana. Zaludnia się natomiast w pierwszy weekend września, wtedy odbywa się tu niezwykłe święto “Bieg Bosych”. Ok 800 młodych mężczyzn ubranych w białe tuniki, na boso, z figurą Jezusa biegnie z Cabras właśnie do San Salvatore. Następnego dnia wracają. My trafiamy tam właśnie 1 września, w sobotę. Mamy okazję obejrzeć włoski festyn, świętujących Sardyńczyków i zakupić miejscowe przysmaki.
W drodze powrotnej czekają na nas jeszcze dwie atrakcje. Sardynia to bardzo tajemnicza wyspa. Na każdym kroku można tu spotkać ślady życia sprzed wielu lat. Do takich miejsc zaliczane są właśnie: Santa Cristina i Nuraghe Losa.
Santa Cristina to cały park, na terenie którego znajduje się: chrześcijańska, średniowieczna wioska z kościółkiem, pozostałości osady nuragijskiej i nurag z XIV w.p.n.e., a także jedna z ciekawszych świętych studni. Co to takiego nurag i święta studnia? Nurag to tajemnicza, kamienna wieża, zbudowane z ociosanych bloków skalnych ułożonych bez użycia zaprawy. Wokół nich często powstawały wioski, a nuragi traktowane były jako fortyfikacje obronne. Święta studnia natomiast to rodzaj świątyni, budowanej wokół źrodła. Zmierzały tam liczne pielgrzymki, a wewnątrz odprawiano tajemnicze obrzędy.
Nuraghe Losa to Nurag- Grobowiec, jeden z najważniejszych i najlepiej zachowanych nuragów na Sardynii.
Dzień 5:
Cala Goloritze i morderczy trekking – temu miejscu muszę poświęcić osobny wpis 🙂
Zapraszam tutaj: “okupiony krwią trekking na Cala Goloritze”
Dzień 6:
Orgosolo
Będąc na Sardynii nie można pominąć tego miasteczka. Orgosolo to dawne bandyckie miasto, miejsce, w którym kiedyś ukrywali się liczni rozbójnicy. Dziś jest wielką atrakcją turystyczną, z powodu wszechobecnych murali. Co to takiego mural?
Mural to rodzaj malowidła ściennego. W Orgosolo ich liczba jest zdumiewająca. To ok 150 obrazów o przeróżnej tematyce, przedstawiające m.in wydarzenia historyczne i problemy społeczne.
Jak zwiedzać Orgosolo? Spacerkiem…:), spokojnym spacerkiem.
Następnego dnia pakujemy się i zmieniamy lokum. Przenosimy się na północny-zachód wyspy, do Badesi.
Ciąg dalszy – 2 tydzień na Sardynii – tutaj
Fantastyczne te murale!
Wszystko fantastyczne 🙂
To prawda ☺
Niesamowita wyprawa:) Jest czego zazdrościć, naprawde.
Dziękujemy ☺ Sardynia jest do zakochania