Tak sobie wymyśliliśmy….. pojedziemy na Sardynię własnym samochodem. Kiedy opowiadaliśmy o tym znajomym, patrzyli na nas z niedowierzaniem i miną, która mówi – ZWARIOWALI 🙂 Dlaczego autem….? Zrobiliśmy prostą kalkulację. Porównaliśmy koszty: podróż samolotem plus wypożyczenie auta na całe dwa tygodnie z jednej strony, z drugiej- bilet na prom, noclegi po drodze, opłaty drogowe i paliwo. Druga opcja okazała się tańsza. No i oczywiście dodatkowy atut to taki, nie ograniczamy się, zabieramy wszystko co chcemy. To wielki plus szczególnie wtedy kiedy jedziesz z dwójką dzieciaków, a jedno z nich ma niespełna rok. To duży plus także dla mnie, zawsze mam problem z ograniczeniem naszego bagażu 🙂
Dlaczego właśnie Sardynia?
Kiedy podejmowaliśmy decyzję o wyjeździe, nasza wiedza na temat wyspy była naprawdę znikoma. No bo z czym kojarzy się Sardynia? Z morzem i plażami. Kiedy poszperaliśmy troszkę w internecie i poczytaliśmy zaskoczenie było niemałe. Tam jest całe mnóstwo miejsc, które musimy zobaczyć. I wszyscy, którzy tam byli, powtarzali nam jednogłośnie: uwaga, ta wyspa uzależnia. Sprawdzimy to na własnej skórze! 🙂
Wybraliśmy miesiąc wrzesień. Jest taniej, mniej tłoczno i mniej upalnie, a my chcemy sporo zwiedzać.
Przygotowania zaczęliśmy tak naprawdę w maju. Pierwszy nasz krok to zakup biletu na prom z Livorno do Olbii na Sardynii. Potem rezerwacja noclegów. Postanowiliśmy się nie spieszyć. W drodze tam robimy 2 przystanki: w Austrii i we Włoszech, z powrotem jeden w Austrii. Noclegi rezerwujemy, korzystając z dwóch serwisów: booking.com i airbnb.
Jest mały strach. Czy dzieci, a szczególnie 11 miesięczna Oliwia wytrzymają podróż? Czeka nas przecież ponad 1600 km w jedną stronę autem, a potem 7h na promie.
30 sierpień, niedzielne popołudnie – ruszamy zapakowanym po brzegi fordem mondeo 🙂
Około północy planujemy dotrzeć do Grazu. Niestety korek na czeskiej autostradzie wydłuża nam tę podróż o jakieś 2 godzinki. Do łóżek kładziemy się ok 2.00, a niezawodna Oliwka budzi nas po 4 godzinach snu. Ja próbuję ją jakoś ogarnąć, 🙂 a Marcin jeszcze trochę pospać. Za chwilkę budzi się Kacper. O 8.oo dochodzimy do wniosku, że to nie ma sensu 🙂 Szybki prysznic, austriackie śniadanko i ruszamy w dalszą drogę.
O 18.00 jesteśmy w Tirrenii, niewielkim włoskim miasteczku nieopodal Livorno.
Pierwsze kroki kierujemy oczywiście na plażę. Do tej pory mam w pamięci to szczęście wypisane na twarzach dzieci. Bezcenne 🙂 W Tirrenii czeka na nas przytulny pokoik. Hotel jest dość skromny, ale restauracja przy nim….wow. Pyszna włoska kolacja, oj nie przepraszam wielkie obżarstwo – tak spędzamy wieczór.
Kolejny dzień- bardzo wczesna pobudka, podróż do Livorno i o 6.00 jesteśmy już w porcie.
Na Sardynię pływają różne firmy. Ceny rejsów są bardzo podobne. My ze względu na dzieci wybraliśmy Mobylines. Zobaczcie dlaczego.. 🙂
Za dość nieduże pieniądze wykupiliśmy dodatkowo kajutę. Podróżując z dziećmi to naprawdę wielka wygoda.
O 8.00 wypływamy. Sam rejs jest bardzo dużą atrakcją dla maluchów. Krążymy, więc między pokładem, restauracjami, placem zabaw dla dzieci, a kajutą. Czas mija nam, więc bardzo szybko i o 15.00 wyjeżdżamy na sardyński ląd.
Pierwsza przejażdżka robi na nas niesamowite wrażenie. Jest cudownie, pięknie i egzotycznie. Sardynia zachwyca.
Zostajemy tu całe 14 dni!!!!
Pierwszy tydzień spędzamy we wschodniej części wyspy: w Santa Maria Navaresse. Drugi na północnym-zachodzie w miasteczku Badesi.
Oto mapa naszej trasy:
Zapowiada się super – czekam na kolejne wpisy:)
Będą, będą niebawem ☺
Ja też czekam z niecierpliwoscią 🙂
staram się najlepiej jak mogę 🙂
W tym roku wybieram się z dwójką dzieci do Badesi, też samochodem i chciałabym zadać Pani kilka pytań o tą miejscowość. Mój mail sylewia@poczta.fm.
Służę pomocą ☺ proszę o kontakt na mail dzieciakinapoklad@gmail.com lub przez wiadomość na Facebooku